
Wizja Zero w Nowym Jorku
Nie ma polskiego miasta, które stara się w zdecydowany sposób rozwiązywać problem dzieci i ludzi starszych ginących na drogach. Inaczej sytuacja wygląda na świecie. Bardzo ciekawym wzorem jest Nowy Jork, który mimo tego, że wciąż dominują w nim samochody, prowadzi odważne działania, by zwiększać bezpieczeństwo swoich mieszkańców.
We współczesnych miastach drogi są pełne samochodów, a mieszkańcy nieustannie się spieszą. Warunki te sprawiają, że wypadki drogowe stały się powszechne. Czy jako społeczeństwo musimy taki stan rzeczy akceptować? Może po prostu pewne problemy są nie do uniknięcia? Wyraźny sprzeciw takiemu myśleniu dał latem 2013 roku Bill de Blasio, ówczesny kandydat demokratów na fotel burmistrza Nowego Jorku1. Uczynił on bezpieczeństwo na drodze jednym z głównych postulatów w kampanii wyborczej, a w materiałach promocyjnych przekonywał: „Koniec. Nie istnieje poziom utraty życia lub zdrowia, który powinien być akceptowany na drogach publicznych Nowego Jorku”. Argumentował to liczbami – w tamtym okresie średnio co 30 godzin mieszkaniec ginął na drodze, a co 10 sekund ktoś zostawał ranny. W latach 2001-2010 więcej nowojorczyków zginęło w wypadkach drogowych niż w wyniku postrzału, a to te ostatnie przyciągały znacznie większą uwagę mediów. Ponadto, jedną z głównych grup poszkodowanych były dzieci. W grupie 1-14 lat najczęstszą przyczyną śmierci były właśnie wypadki drogowe.