Czy przejście dla pieszych może mieć kolory tęczy?
W ubiegłą sobotę rozpoczęliśmy cykl zajęć z projektowania miasta dla najmłodszych wrocławian. Wraz z fundacją Uniwersytet Dzieci mieliśmy przyjemność przygotować godzinną lekcję o miejskim budżecie partycypacyjnym.
Dzieciaki to uważni obserwatorzy miasta. Niby widzą to co wszyscy, ale ich spostrzeżenia są świeże, odkrywcze i krytyczne. Chcielibyśmy, żeby żywe i naturalne u dzieci zainteresowanie najbliższym otoczeniem przełożyło się również na świadomość tego, że mają realny wpływ na jego wygląd. Im szybciej damy im do ręki narzędzia pokazujące jak zmieniać miasto, tym większa szansa, że wyrosną na wrażliwych, świadomych mieszkańców.
To dzięki takim instytucjom jak fundacja Uniwersytet Dzieci przekazywanie wiedzy wykraczającej poza program nauczania w szkołach może być przygodą. Najstarszy uniwersytet dziecięcy ma swoje ośrodki w Krakowie, Warszawie, Wrocławiu i Olsztynie. Przygotowane przez nas zajęcia są częścią kierunku Inspiracje i skierowane są do ośmio- i dziewięciolatków. Każda lekcja to praca na żywej tkance miasta. W ostatnią sobotę mali studenci dostali od nas możliwość zmiany zagospodarowania terenu wokół budynków na makietach.
Na rozgrzewkę pokazaliśmy im przykłady miejskich przestrzeni (ulic, deptaków, skrzyżowań) poddanych gruntownym remontom. Opowiadaliśmy sobie o tym, co nam się w nich podoba i dlaczego czasem wprowadzenie lub usunięcie nawet drobnego elementu potrafi dużo zmienić. Zaskoczyła nas dziecięca spostrzegawczość („Jadłam kiedyś z mamą obiad w restauracji przy takich stolikach, na ulicy”), znajomość miejskich przestrzeni („Ten chodnik pomalowali na czerwono pewnie po to, żeby był bardziej widoczny i żeby ułatwić poruszanie się, np. starszym osobom, bo załatali dziury”), a także szybkie przełożenie tego, co widzieli na obrazkach na problemy ze swojego własnego podwórka („Pod Hydropolis też nie ma ławek, nie ma gdzie usiąść!”).
Dalsza część zajęć miała charakter warsztatowy – nasi studenci podzielili się na kilka grup, a każda z nich pracowała nad swoim wycinkiem miasta na makiecie. Otrzymali określoną liczbę obiektów, m.in. ławki, drzewa, stojaki rowerowe oraz miejsca parkingowe czy place zabaw i boiska do piłki nożnej. W ramach niewielkiego żetonowego budżetu mogli je dowolnie wymieniać, ale najpierw musieli wspólnie zdecydować, które elementy są potrzebne, a które są zbędnym wydatkiem. Najbarwniejszymi częściami makiet okazały się te zaprojektowane przez same dzieci. Każda grupa bowiem otrzymała możliwość zaproponowania własnych projektów, które tworzyła za pomocą pisaków i papieru kolorowego.
Powstały więc latarnie do oświetlania podwórek czy sygnalizacja i oznakowanie na skrzyżowaniach. Dzieci projektowały drogi rowerowe, bo niektóre ulice okazały się być zbyt szerokie (<3). Na dachach budynków lądowały dodatkowe parkingi i lądowiska helikopterów, a zamiast tradycyjnych przydomowych ogródków powstawały ogrody botaniczne i pola tulipanów.
Dzieciaki powielały oczywiście wiele elementów, które już gdzieś kiedyś zaobserwowały i które zrobiły na nich wrażenie, jak np. różany kwietnik na rondzie. Zaskakujące było to, że grupa, która usłyszała od nas na samym początku, że nie projektuje jakiegoś miasta, ale bardzo konkretnie – Wrocław, w pewnym sensie ograniczyła się do tego, co widuje na co dzień. Na tej makiecie pojawiły się więc sklepy, które wszyscy dobrze znamy, a dzieci często odnosiły się tu do swojego sąsiedztwa, zauważając np., że ulica na makiecie przypomina im ich osiedlową, na której przydałoby się coś zmienić. Nie obyło się bez konfliktów o to czy dla jednego drogiego elementu warto poświęcać kilka mniejszych. Pomagaliśmy w negocjacjach, przeprowadzaliśmy głosowania i lekko zdumieni braliśmy udział w pertraktacjach dotyczących zwiększenia budżetu.
Zajęcia kończyło połączenie wszystkich makiet w jeden model miasta. Często okazywało się tu, że powstały dwa boiska obok siebie albo, że łąka i jezioro powstały w sąsiedztwie nowego lotniska. W podsumowaniu próbowaliśmy więc znaleźć odpowiedź na to jak projektować miasto dla wszystkich i jak ważne jest to, żeby ze sobą współpracować. Stworzenie definicji budżetu obywatelskiego czy miejskiego aktywizmu było całkiem łatwe. Trudniejsze było poszukiwanie sposobów na to, żeby robić to dobrze i rzeczywiście wspólnymi siłami. Negocjacje pomiędzy różnymi grupami nie są bowiem nigdy proste. Najważniejsze jest jednak to, żeby chcieć działać i chcieć zmieniać, a także to, żeby ze sobą rozmawiać.
Nasi studenci dowiedzieli się jak bezpośrednio mogą wpłynąć na wygląd swojego podwórka, bezpieczeństwo na drodze do szkoły, a może nawet poczuli to, czym jest miejski aktywizm. Warto z dziećmi rozmawiać i warto uczulać je, że ich głos jest ważny i powinien być słyszalny. Mamy nadzieję, że wraz z tym zalążkiem poczucia odpowiedzialności za własną przestrzeń, zrodzi się w nich chęć do działania i, być może, zgłaszania własnych inicjatyw. Może za 10-15 lat, a może już teraz za pośrednictwem rodziców czy nauczycieli. Jest też szansa, że dzieci, które uczestniczą w tego typu zajęciach, inaczej podejdą do szkolnych projektów, w których do tej pory zbierały głosy na jeden konkretny pomysł. Świadome tego, że warto spojrzeć na to, co dzieje się u mojego sąsiada, porozmawiać z nim, bo nie zawsze moja potrzeba jest najważniejsza.
Kasia Kusowska, Arkadiusz Kuna