
Szanowny Panie Redaktorze Franasie! Ja mam dla Pana wyzwanie!
Gratuluję Panu otrzymania nominacji na stanowisko redaktora naczelnego TuWroclaw.com. Nie chcę tym jednym zdaniem kończyć uprzejmości w tym tekście, bo podobnie do historii dobrego wojaka Szwejka, z humoresek płynie pożyteczna nauka życiowa. I wybaczy Pan, że raczej nie odczytałem pożytecznej nauki z Pańskiego tekstu, więc pozwolę sobie na weekendowe jego uzupełnienie w kierunku humoreski (kierunku, a nie humoreski!). A także przedstawię propozycję która najzwyczajniej w świecie – podobnie do porad wojaka Szwejka – może być pożyteczna.
Ten tekst to polemika do tekstu Posłusznie melduję, drogi Wrocławiu, że znowu jestem! Redaktora Artura Farnasa, który ukazał się na łamach TuWrocław.com – można go przeczytać tutaj —> LINK
Bo, widzi Pan, Panie Redaktorze; jeśli podróże z rubieży wrocławskich (o których Pan napisał) zajmują Panu nieraz po trzy godziny, to może najzwyczajniej w świecie korzysta Pan z najmniej efektywnego środka transportu? Pewnie tego, z którego korzysta 239 999 pozostałych kierowców (i pasażerów ich pojazdów) każdego dnia, kiedy to wjeżdżają do Wrocławia samochodami? I, wyłącznie ku własnemu zdziwieniu, stoją w długich na 240 000 samochodów korkach, do których tuż za zielonym znakiem “Wrocław” dołączają kolejni kierowcy.
I tych korków pewnie by nie było, gdyby nie ten kot gałgan, co to zjadł kanarka.
Tym kotem nie jest prezydent – a przynajmniej nie z powodów, które się, jak mniemam, Panu wydają. Winne też nie są remonty i strategia, czy raczej jej brak (przynajmniej nie ta, o której Pan pisze).
Tym kotem, co jest gałganem jest właśnie Pan.
Jednym z 240 000 gałganów.
I proszę się nie gniewać – gałganem jestem i ja sam!
Zgadzasz się, że opisany problem jest ważny?
Nie bądź obojętny. Pomóż nam i udostępnij ten tekst na swoim profilu!
Tylko, że ja o tym wiem i sam się tak przeklinam pod nosem, gdy w aucie stoję na Pułaskiego i mityczny odcinek 800 metrów od Placu Wróblewskiego do Małachowskiego pokonuję nierzadko w czasie uwłaczającym, bo w 20 minut.
Tylko, widzi Pan: ja wtedy jestem zły na siebie, a nie na legendarne “remonty” czy mityczne “strategie”. Wiem, że robię to sobie sam i jestem częścią tego problemu.
I ja wiem, że to jest trudne do dostrzeżenia – w końcu z własnego auta nie widzi się… własnego auta (że z zewnątrz, oczywiście). Widzi się sygnalizację, co to akurat mi (Mi!) się za szybko zmienia na czerwone. I widzi się rowerzystów, którzy są szybsi, niż auta. I widzi się szybszych pieszych, bo jednak 800 metrów w 20 minut to prędkość niższa niż ta osiągana przez pieszych (i to dwa razy niższa!).
I w tym zdenerwowaniu można pomyśleć: przeklęci piesi! Rowerzyści! ZDiUM przeklęty, co to mi (Mi!) czerwone zapala zbyt wcześnie. A jak jeszcze na Zwycięskiej pociąg pojedzie to już w ogóle nic, tylko się przeżegnać.
Bo z tym przejazdem na Zwycięskiej niech Pan przyzna – to za Pana rządów we Wrocławskiej powstał (legendarny!) tekst o tym, że jak zamkną raz na godzinę przejazd na 40 sekund, to już w ogóle kierowcy zniosą jajko! I co tam, że czerwone na skrzyżowaniu Karkonoskiej i Zwycięskiej świeci się ze 70 sekund?
Do przeklętych pieszych, rowerzystów dołączają niniejszym przeklęci kolejarze!
Wszyscy przeklęci. Tylko nie ja. Ja chcę i mam prawo jechać. Jechać! A nie stać w korku.
Ta wyliczanka przeklętych przypomina słowa pięknej Piosenki o Jamniku Tomasza Jachimka. Polecę ją Panu, może być inspiracją do szukania kolejnych winnych wrocławskich korków. Bo, jak pewnie ustaliliśmy, broń nas Panie Boże przed osądem, by winni mieli być kierowcy! Co to to nie.
To Remonty – tak, tak. Prezydent – też. Piesi – jasna sprawa. Rowerzyści! O, ci to dopiero. Kolejarze – wiadomo.
Idźmy dalej i cytujmy i za Jachimkiem, bo po co się zatrzymywać? Dorzućmy winę Izraelczyków, złodziei, łysych i komunistów (wszystkich z tej piosenki nie wymienię – są jednak jakieś granice przyzwoitości).
Ale kierowcy to na bank nie.
No i pisze Pan, że jeździ Pan na swoje “rubieże” 3 godziny i 28 minut. To był rekord! Innym razem: 2 godziny i 58 minut. Bo “rozkopano prawie wszystko i prawie wszędzie” to Pan stoi. No tak – jak nie było rozkopane, to się jechało!
I Pan i ja wiemy doskonale: nie jechało się. Nie strugajmy wariatów i nie straszmy wrocławian Izraelczykami.
Jako, że jednak z tego tekstu – jak i w historii dobrego wojaka Szwejka – musi popłynąć jakaś pożyteczna nauka, to Pan pozwoli, że ja Panu pokażę, jak dotrzeć “z rubieży” do Wrocławia szybciej i bardziej komfortowo.
Zapraszam więc Pana do pewnego testu, w którym bardzo chętnie Panu potowarzyszę. Gdziekolwiek Pańska wrocławska rubież się nie znajduje, pokażę Panu, jak się z niej i do niej przemieszczać. Gwarantuję, że podróż będzie szybsza, niż trzy godziny – no bo chyba nie nazwał Pan “rubieżami Wrocławia” Zgorzelca. A, nawet jeśli, to i stamtąd Koleje Dolnośląskie przywiozą nas w czasie 2 godziny i 20 minut – czyli szybciej od Pańskiej legendarnej i rekordowej trzygodzinnej podróży.
Jeśli w Pańskich podróżach do pracy gdzieś po drodze przeszkadzają “przeklęci kolejarze”, to ja proponuję, że tam wyskoczymy z Pańskiego auta (lub spotkamy się już w tym miejscu), i pokażę Panu, jak z tego miejsca dostać się w czasach nieporównywalnie szybszych od tych osiąganych w Pańskim aucie.
Zróbmy z tego wspólny event, by pokazać to tysiącom Pańskich przyszłych – na łamach TuWroclaw.com – Czytelników. Nagrajmy, pogadajmy, możemy nawet zasiąść do cytatów Jaroslava Haška czy porozmawiać o potędze pióra jego wielkiego fana, a legendy dziennikarstwa – Pawła Zarzecznego.
Stawiam Panu wyzwanie – proszę wskazać miejscowość, którą nazwał Pan rubieżą Wrocławia w swoim tekście – a ja się stawię rano i pokażę Panu jak pokonać tę trasę szybciej, niż w trzy godziny. A pewnie nawet szybciej, niż w godzinę. I proszę wybrać miejsce docelowe – może redakcja TuWrocław.com? Dołączmy do pociągu podróż tramwajem, rowerem miejskim, autobusem.
Gwarantuję czasy, jakie z perspektywy auta są nieosiągalne (za dnia).
Proszę potraktować to wyzwanie bardzo poważnie. Dziennikarze, ciekawi świata, jak właśnie Paweł Zarzeczny, powinni poznawać każdą z perspektyw. Proszę pamiętać, że większość wrocławian nie porusza się po mieście autem. A to właśnie “Wrocław nigdy nie przestanie być bliski mojemu sercu, a jego problemy, czyli problemy mieszkańców, będą zawsze ważniejsze niż doraźne kłopoty urzędników”.
To chce Pan poznać problemy wrocławian, czy chce Pan jedynie poznać problemy tych wrocławian, którzy stoją w korkach?
Zapraszam i pozostaję do dyspozycji Pana Redaktora w pokazaniu perspektywy na inne podróże. Tu nie pojawia się nawet element zakładu – po prostu jazda własnym autem “z rubieży do Wrocławia” jest najwolniejsza, więc oszczędzę Panu elementu założenia się, bo z założenia jest to nierówna walka.
Zrobimy jednak wspólnie coś dobrego, bo wsiadając do pociągu tego dnia we Wrocławiu będzie już o jedno auto mniej. Więc pozostałe 239 999 kierowców stanie w krótszym o cztery, pięć metrów, korku.
Ale jeśli nasz tekst przekona kolejnych dziesięć osób do zmiany przyzwyczajeń – korek zmniejszy się od 40-50 metrów.
Setkę? Pół kilometra korka mniej.
Tak i tylko tak odkorkujemy wspólnie Wrocław.
Pozostaję do Pańskiej dyspozycji.